Z pomocą brata i bratanków prawie obiliśmy dziś szczytówki, czy też, jak mówił (i pisał!) mój wykonawca – „facyjaty”. Bratówka w tym czasie wymiotła wnętrza. Sam też bym się za to zabrał, ale nie wiem ile bym zrobił przez sobotę. Pewnie niewiele, bo płyta na jednego trochę waży, szczególnie jeśli ma się ją wciągać po drabinie, przypasować i przybić.

Na zdjęciu również zbita ad hoc przez pomocników drabina trzyosobowa. Może nie wytrzymuje trzech osób, ale potrzebne są trzy osoby żeby ją przenieść i ustawić :). Obstawiam jakieś 90kg…

Z drugiej strony są już cztery płyty, czyli środkowe 5 metrów obite. Zostały niewielkie trójkąty po bokach, z którymi powinienem sobie poradzić oraz uzupełnienie szkieletu.

Dla dociekliwych wyjaśnienie – dziura na środku na dole do niczego nie służy, tylko wyniknęła z długości płyty. Do uzupełnienia, a łatwiej mi będzie uzupełnić na dole niż na górze. Niby płyta nie powinna bardzo zaciekać, ale spróbuję jeszcze jakoś zabezpieczyć krawędzie i łączenia.
Po zamknięciu strychu okazało się, że jest tam całkiem sporo miejsca.

Dodaj komentarz