Tak jak w zeszłym roku spaliliśmy w kozie jakieś trzy worki opału z marketu, tak od dwóch tygodni palę mniej więcej co drugi dzień, przy czym ze względu na  małą komorę załadunek jednorazowy też jest niewielki, a nie dokładam. Skąd takie nastawienie na palenie? Bo jest czym. Działkę mamy sporą, krzaków i drzew cała masa, a teraz dopiero się dowiedziałem, że jest zakaz spalania gałęzi, których co roku sporo powstaje. Zwykle robiłem ogniska porządkowe, ale pod groźbą kary nie ma to sensu.

Odkładałem zatem w tym sezonie wszystko co się dało, głównie z gruszy, leszczyny, wiśni, olchy, sporadycznie brzoza i dąb i ciąłem na kawałki po jakieś 30 cm. Ze względu na grubości zwykle do 10 cm średnicy nie rąbałem tego już na drobne, ani zbytnio nie przejmowałem się suszeniem. Pali się ładnie, a z dostępnych 8 skrzynek spaliłem już dwie.

Po paleniu robi się cieplej w salonie i pewnie grzanie rzadziej lub później się włącza. Ciężko to ocenić, ocenimy zużycie gazu po sezonie. Dziś niedziela, zatem nie palę na wieczór, ale już teraz. Klimat jest, ciepło jest, a i porządek z gałęziami się robi przy okazji.