Plan na ten rok nie został wykonany, chociaż coś poszło do przodu – opaska, skarpa, konserwacja frontowego ogrodzenia, demontaż i wymiana dachu na jednej z szop, plus spore porządki i przemeblowanie wewnątrz. Tymczasem rozglądam się w lokalnych ogłoszeniach za oknami i zerkam na ceny szalówki. Drewno mocno podrożało od czasu naszej budowy. Pamiętam naszą boazerię za 16zł/m2, teraz to samo za jakieś 24zł/m2.

Dziś ostatnie zabezpieczenia bo już było -3 stopnie. Spuszczona i zakręcona woda z instalacji zewnętrznej (2 lata temu ukręciłem zamarznięty zawór), zakręcona woda gospodarcza z piwniczki – rok temu zawór mi zamarzł i leciała woda przez noc, robiąc wokół spore lodowisko. Zamki, kłódki i zasuwki przesmarowane. Nie udało się nic zrobić z centralką i przy dłuższych poważnych mrozach znów będzie zamarzać. Jak z leniwym chłopem i dachem. Jak nie pada, to nie cieknie, więc po co remontować? A jak pada, to przecież nie warto w deszczu remontować…

Zerknąłem na gazomierz, już coraz rzadziej tam zaglądam. Dzięki ciepłej jesieni zużycie przez rok czasu (10.11.2017-10.11.2018) wyszło równo 900 m3. Czyli nadal ok. Zgodnie z zaleceniami serwisanta i końcem pięcioletniej gwarancji na Immergasa w tym roku odpuszczamy sobie serwis. Jak wszystko będzie ok (oby!) to za rok zrobimy standardowy przegląd i czyszczenie. A dziś przy okazji zakręcania wody zewnętrznej przypomniałem sobie że mamy mechaniczny filtr i od 4 lat używania mu się nie przyglądałem. Zrobił się trochę żelazowy w kolorze, ale przetestowałem „samoczyszczenie” przez otwarcie dolnego zaworu i było raptem parę malutkich okruszków. Może nowe rury dobrze się trzymają, a może wszystko solidnie osiadło w nieczyszczonym od paru lat filtrze? Kto wie.