Mamy w końcu lampy w salonie. Do żarówek na drucie łatwo się przyzwyczaić, niestety. Poza tym nie mieliśmy jakiejś określonej koncepcji i ciężko się było zdecydować. Ostatecznie pomogło nam w wyborze nowe obszycie sofy, które swoją drogą lepiej trzyma składne materace i sofa się już tak nie rozjeżdża.

Lampy to model Tornado z polskiej firmy Lis. Jest jeszcze kilka kolorów do wyboru, a tu mamy matową czerwień i matową biel. Do lamp nie mam większych zastrzeżeń, oprócz tego że trzy oprawki zrobili łącznie na jednym kablu, czyli podwójny łącznik świecznikowy się marnuje. Z jednej strony lampy zabierają trochę światła w porównaniu do gołych żarówek, z drugiej strony wcześniej było 2×2 żarówki, a teraz mamy 2×3 żarówki. Ciemno nie jest.

Bardzo mi się spodobał sposób regulacji długości linek, z mechanizmem blokującym. Trochę się bałem powiesić te dosyć ciężkie lampy na samym kołku do płyt gipsowych. Ostatecznie montowałem je od góry na śrubach, podkładając kawałki blachy do dociążania przesyłek. Powinno być ok.

Lampy znaleźliśmy w Castoramie, ale tam kosztowały około 330zł/szt. Zamówiliśmy je w Internecie mniej więcej 60zł/sztuce taniej, co dało nam kolejną (ostatnią już) lampę zewnętrzną gratis. Lampa wygląda tak:

Marka Philips, dobrze mi się kojarzyła do tej pory, elementy stalowe i szkło ok. Są jednak również elementy plastikowe, które koszmarnie śmierdzą, jak najtańsza chińska mieszanka. Poza tym wiele elementów jest nieprzemyślanych i montaż był stosunkowo problemowy.