drewno_na_zime_61191a2729c97

Od dwóch lat nie kupiłem żadnego drewna do palenia. Palimy zimą w kozie wyłącznie to co mamy z własnych przecinek, co więcej nie udaje nam się nawet tego spalić. Na jedno palenie idzie 4-6 polan o średnicy 3-7 cm, zwykle jeden taki załadunek wystarczy i już nic nie dorzucamy. Palimy zimą co 2-3 dni. Miejsce, które przewidziałem na składowanie opału już się skończyło (jak widać powyżej), a mam jeszcze pocięte ze 2 taczki i parę gałęzi do pocięcia. 

Palić oficjalnie nie wolno, do brązowego worka nie ma jak wrzucić, kompostować szkoda… zostaje palenie na własne potrzeby jako rozsądny kompromis. Ekologicznie, a nawet klimatycznie też spoko, bo gospodarstwo więcej związuje znacznie więcej dwutlenku węgla w drewnie niż generuje ze spalania.

Co zatem robić z nadmiarem drewna? Niby są w okolicy tacy, co przyjmą każdą ilość, ale… grubszą. Nasze patyki za cienkie. Ale ze względu na to, że to wyłącznie drewno liściaste, głównie grusza, mirabelka, jabłoń, leszczyna, wiśnia, topola, to można pomyśleć o… wędzarni. I pewnie w końcu się za to zabiorę. Początkowo planowałem wykorzystać starą beczkę, ale chyba zdecyduję się na tzw. „kibelek”, czyli murowane palenisko z drewnianą nadbudową. Ale to już raczej w przyszłym sezonie.