Wczoraj odwiedzili nas geodeci. Działka powstała przez podzielenie innej, jakieś 40 lat temu i od tego czasu granica była „umowna”. Po dwóch latach mieszkania (tak! już tyle minęło!) czas by pomyśleć o płocie ze wszystkich stron. Granica od zachodu ma prawie 100mb, ale jej przebieg był właśnie tylko „zwyczajowy”. Skoro robić płot, to najlepiej tam gdzie trzeba. I rzeczywiście, okazało się, że prawdziwa granica przebiega trochę inaczej, niż to co wydawało nam się przez ostatnie kilkadziesiąt lat.

Żywopłot z mirabelek (obecnie już drzewa), o którym byłem przekonany że jest prawie w granicy, mieści się u nas dwa metry od przyszłego płotu. Za to z drugiej strony straciliśmy studzienkę wodomierzową, która była stawiana ze 30 lat temu, w założeniu pośrodku granicy między działkami.

Całość kosztowała 400 zł. Oprócz wyznaczenia linii bocznej, mamy też dwa końcowe punkty, czyli jasno określony zasięg od przodu i z tyłu działki. Tu nie było niespodzianek.

Ogrodzenie pewnie dopiero na wiosnę, na razie w planach zwykła siatka pleciona, bez podmurówki. Poczytam i zobaczymy 🙂